wtorek, 12 czerwca 2012

Czy ta kobieta,to na pewno nasza mama?

-Będziesz w pokoju z Ronem- oświadczyła Ginny otwierając drewniane drzwi do pomieszczenia.
Pokój nie był wielki. Dwa łóżka stały tuż obok siebie. Odgradzał je jedynie niewielki stół,już zagracony magicznymi szachami i kilkoma paczuszkami Dyniowych Pasztecików. Na ścianie wisiała pusta rama. Prawda podobnie,któryś z portretów w Hogwarcie od czasu do czasu przybywał tu upewniając się,że na Grimmauld Place nie dzieje się nic niepokojącego. Na stolikach nocnych stały świeczki. Otwarte okno wpuszczało trochę powietrza do wnętrza. Szafa stała otwarta. Kilka koszul i spodni wisiało już na wieszakach. Porozwalane rzeczy Rona leżały bezładnie na drewnianej,skrzypiącej podłodze. Oświetlenie zapewniało kilka wiszących przy suficie lamp.
-Przepraszam za bałagan,ale wiesz...nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj- mruknął rudzielec w pośpiechu zbierając przedmioty i wrzucając do kufra z urwaną rączką.
-Jasne. Spoko- rzekł Harry. -Sam nie wiedziałem,że tu przybędę. Dumbledore tak nagle przyszedł i namówił mnie. Z zaskoczenia.
-Typowe dla niego- rzuciła niedbale Hermiona siadając na krześle przy biurku. -Widzę,że nie wziąłeś ze sobą,żadnych ubrań?.
-Nie,nie miałem za wiele czasu.
-Pewnie ktoś z Zakonu zaraz się po nie teleportuje- stwierdził Fred.
Zapadła niezręczna cisza,którą przerwała Ginny.
-Kiedy jedziemy do Nory?.
-Rodzice wspominali coś,że za dwa dni- westchnął Ron.
-To wy się tak ukrywacie?- spytał ze zdziwieniem czarnowłosy.
-No tak. Nie mamy wyboru. Raz jesteśmy tu,raz w domu Rona. Czasem w Muszelce u Billa i Fleur- wytłumaczyła Hermiona -nie jest zbyt bezpiecznie. Ci z Zakonu ciągle mają jakieś spotkania. Cały czas zastanawiają się gdzie można by bezpiecznie zabawić na dłużej i jak pozbyć się z karku popleczników Sami Wiecie Kogo.
Harry pokiwał ze zrozumieniem głową.
-A gdzie inni?- spytał po chwili.
-McGonagall cały czas w Azkabanie. Rodziców wypuścili dosłownie jakieś dwadzieścia minut przed Twoim przybyciem. Z Nevillem i Deanem od tygodnia nie mamy kontaktu. Gdy ostatni raz dostaliśmy od nich wiadomość,to pisali,że zatrzymali się w Hogsmeade w Gospodzie Pod Świńskim Łbem u Aberfortha. Seamus napisał nam wczoraj,że razem z rodzicami ukrywa się w domu jakichś Mugoli pod ich nieobecność. Zupełnie jak Slughorn. Hanna Abbot jest w Świętym Mungu. Powtarzała rok siódmy biedaczka, postawiła się Carrowom i wylądowała na oddziale Klątw i Uroków. Podobno jej stan jest stabilny,ale to jeszcze nic pewnego.  Pozostali od wieków nie dają znaków życia. Walczylibyśmy,ale jest nas za mało byśmy mogli cokolwiek zrobić- wyjaśnił George skupiając się na wiszącej ramie.
-Twoje przybycie to w sumie nasza ostatnia nadzieja na lepsze życie-rzekła nieśmiało Ginny.
-A Luna?. Czy to prawda,że ona, no...
-Nie żyje?. Pisaliśmy ci,że umarła wraz z ojcem,ale tego też nie możemy być pewni. W zasadzie nie możemy być niczego pewni i nikomu zbytnio ufać. Zasada ograniczonego zaufania. Mama ciągle powtarza,że powinniśmy być bardziej ostrożni- Ron podrapał się z tyłu głowy.
-Twoja matka ma racje- doszła do wniosku Hermiona.
-Oj przestań wreszcie. Ty i mama od tygodnia nam to powtarzacie. Ciągle się ukrywamy,co chwila zmieniamy miejsce pobytu,nie zawieramy nowych znajomości,nie utrzymujemy zbyt długo kontaktów z osobami zbyt daleko od nas,często podajemy się za kogoś innego. I waszym zdaniem to jest jeszcze za mało?.
-Ronaldzie Weasley. Czy ja mówię,że to nie wystarcza?. No jasne,że nie!. Ja po prostu uważam,że musimy nadal postępować,tak jak postępujemy,jeśli ty nie jesteś w stanie...
-Zaczyna się- rzekł Fred.
-Od tygodni kłócą się jak stare małżeństwo- stwierdził George.
-Domyślam się,że sklep zamknęliście?-mruknął Harry
-Taak,nie mieliśmy wyboru. Nawet nie wiesz ile tych śmieciojadów panoszy się po Pokątnej i Śmiertelnym Nokturnie. A w Hogsmeade ich ostatnio przybyło.-bąknął Fred.-Tylko Dolina Godryka jest w miarę bezpieczna. Ale to i tak nie zawsze- dopowiedział po chwili.
-...ależ Hermiono,czy ja powiedziałem,że mi się to nie podoba?
-Ty mi tu o swoich gustach nie opowiadaj,Ronaldzie!
-Hermiona,weź się opanuj.
-Łatwo ci mówić. Ty przynajmniej wiesz co się dzieje u twoich rodziców. Ja nie wiem!. 
-Ale to moja wina?
-Przest...halo Hermiona,uspokój...uspokój się. Kochani...Hermiono, kolor koszulki Rona nie ma tu nic do rzeczy. Przest...przestańcie....SPOKÓJ!
-No proszę i ty Ginny przeciwko mnie?
-Hermiono zrozum. Od kilku dobrych dni ciągle najeżdżasz na Rona. Ron przestań prowokować Hermionę.....Herm....Hermio...NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, LUDZIE OPANUJCIE SIĘ!.
-Co tu się dzieje?-spytała pani Weasley wchodząc do środka- wszyscy w promieniu 8 kilometrów was słyszą pewnie.
-Ron prowokuje Hermionę,ta z kolei czepia się jego bluzki- powiedział Fred patrząc na swoje paznokcie.
Pani Weasley parsknęła śmiechem.
-Jak dzieci,po prostu jak dzieci- stwierdziła zamykając cicho drzwi. 
-Czy ta kobieta to na pewno nasza mama?- spytał George.
-Żadnej kary?- Freda zatkało co było nie lada wyczynem.
-Zaczęła się śmiać?- Ronowi szczęka opadła.
Wszyscy obecni w pokoju zachichotali cicho.
Kilka minut później do pokoju wszedł Stworek.
-Stworek ma przekazać,że kolacja stygnie na stole- burknął szorstko,po czym ukłonił się niedbale i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Nienawidzę tego skrzata- oznajmił Ron.
Hermiona rzuciła mu piorunujące spojrzenie,co spowodowało,że zaczerwienił się. 
-No co?- szepnął po chwili.
-Nic,nic. To jak,schodzimy na kolację?.
-Jasne. Głodny jestem- rzekł rudzielec wskazując na swój brzuch.
...
Po pysznym posiłku,wszyscy udali się do pokoi. Ron od razu rzucił się na swoje łóżko. 
Harry nakarmił Hedwigę kawałkiem tosta z kolacji,po czym wypuścił ją na nocne łowy.  Do drzwi rozległo się pukanie.
-Proszę- rzekł Harry.
W pokoju pojawił się Syriusz.
-Chciałem ci podrzucić twoje rzeczy- powiedział kładąc dębowy kufer koło łóżka chrześniaka.
-Dzięki Syriuszu.
Mężczyzna uśmiechnął się znacząco do czarnowłosego.
-Dobranoc. Śpij dobrze.
-Ty również.
Gdy czarodziej opuścił pokój Harry wyjął z kufra niebieską piżamę,przebrał się w nią i poszedł spać.
-Dobranoc Ron- ziewnął chłopiec.
-Branoc- mruknął nieprzytomnym głosem rudowłosy i natychmiast pogrążył się we śnie.
Potter zdmuchnął świecę i uczynił to samo. Cały dzień był dla niego ciężki i choć nikt (no może z wyjątkiem Snape'a) go nie winił,to on sam wiedział,że nie postąpił tak jak powinien i w myślach klął na siebie za to dziecinne zachowanie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz