piątek, 13 lipca 2012

11. Zabiłam Syriusza Blcka cz. II

Po kilku minutach głuchej ciszy,w salonie pojawił się Harry trzymając w ręku walizkę i klatkę z sową.
-Dobry wieczór-powiedział na widok Dumbledore'a.
Starzec uśmiechnął się blado na powitanie.
- Widzę,że już się spakowałeś- mruknął.
Harry kiwnął lekko głową.
-Gotowy,na spotkanie z wujostwem?- spytał Dumbledore.
Wybraniec skrzywił się,ale zdołał wymamrotać "oczywiście".
-ON NIE MOŻE TRAFIĆ DO NICH. Nie do Dursleyów!- wyrwała pani Weasley,a mężczyzna zwrócił ku niej swój przenikliwy,badawczy wzrok.
-To jego jedyna rodzina.
-Ma nas. Ma Syriusza,ma mnie!
-Wiem,że kochasz go jak syna,Molly,ale tutaj nie będzie bezpieczny- rzekł spokojnie Albus.
Kobieta pokiwała nerwowo głową i siadła w fotelu. Spojrzała na Chłopca,Który Przeżył przełykając głośno ślinę. W jej oczach skrzyły się łzy,podobnie jak w oczach Hermiony i Ginny.
-Molly- wyszeptał pan Weasley i podszedł do żony ze zmartwionym wzrokiem. -Nie musisz się bać o Harry'ego. To duży chłopak. Z pewnością sobie poradzi,mam rację?- zapytał spoglądając na obecnych.
-Oczywiście- rzekł Lupin. -A skoro tylko tam można zapewnić mu ochronę,to faktycznie tak trzeba zrobić. Nie możemy zwlekać.
-No to postanowione- westchnął Dumbledore i spojrzał znacząco na swojego podopiecznego. 
Nagle usłyszeli trzask,charakterystyczny dla teleportacji. Po środku ciemnego pomieszczenia stanął mężczyzna,którego mimo panujące w okół mroku,każdy bez problemu ropzoznał.
-Petunia i Vernon nie żyją- warknął Snape.
 -CO?!- krzyknęło parę ludzi.
-Zostali pozbawieni życia przez śmierciożerców- wyjaśnił Mistrz Eliksirów szorstkim głosem-dziś,pani Figg znalazła ich martwych przed domem. Mugole zaczynają coś węszyć. Trzeba działać. Oni lada chwila się zjawią.
Harry'ego zamurowało. Puścił walizkę,która upadła bezładnie na drewniana posadzkę. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Kto dokładnie zabił jego wujostwo? Co teraz postanowi Zakon?.
-Syriuszu i Remusie. Wyjdźcie przed dom. Jeśli ktoś nieproszony się zjawi dacie nam znak.
Mężczyźni natychmiast wybiegli przed Muszelkę. 
-Nimfadoro i Molly,zapewnijcie dzieciakom ochronę- kontynuował mężczyzna,gładząc swoją długą siwą brodę. -Reszta,niech szykuje się na najgorsze. Żadne zaklęcia ochronne już nic nie pomogą.
Tonks i pani Weasley zaprowadziły Rona,Hermionę i oczywiście Wybrańca do małego ciemnego pokoiku na górze,którego żadne z nich jeszcze nie miało okazji zobaczyć. 
-Jeśli zdarzyłoby się tak,że wybuchnie walka,uciekajcie- poleciła matka Rona.
-Co z Fredem i Georgem?- spytał rudowłosy.
-Będą walczyć. Wiesz jacy oni są. Nawet gdybyśmy ich torturowały to i tak zrobią po swojemu- uśmiechnęła się beznamiętnie żona Remusa.
Usłyszeli krzyk Syriusza:
-Już tu są. 
Kobiety wymieniły ze sobą spojrzenia.
-My musimy iść. Wyczujcie moment i uciekajcie. Tu nie jest wysoko,więc sądzę,że spokojnie możecie wyskoczyć,jakkolwiek by tu dziwnie nie brzmiało- Nimafodora i Pani Weasley zniknęły za drzwiami,ryglując je wszelkimi możliwymi czarami.
Hermiona z trudem otworzyła stare,spróchniałe okno.
-One zwariowały- Ron pokręcił głową i robiąc kwaśną minę skoczył,upewniając się,że żaden zwolennik Voldemorta go nie wypatrzy.
Brązowowłosa chwyciła ze stolika jakąś małą torbeczkę i zrobiła to samo co jej przyjaciel. Harry skoczył na końcu. Gdy wszyscy znaleźli się na dole,zaczęli szybko biec. Po pewnym czasie stwierdzili,że zabłądzili w  lesie,o którym nie mieli zielonego pojęcia.
-Świetnie,no i co teraz?- zapytał Ron,zamieniając się w kłębek nerwów.
-Nie wiem- wyszeptała Hermiona. -Najlepiej będzie jeśli,zabezpieczę to miejsce zaklęciami obronnymi. Zmniejszymy ryzyko zagrożenia- dodała,a następnie machając różdżkę,zaczęła wypowiadać cicho formułki jakichś czarów.
Harry poczuł piekący ból. Bezwiednie zaczął pocierać bliznę ręką. Padł na trawę,krzycząc z bólu. W środku zrobiło mu się zimno,mimo zachodzącego słońca. 

Stał przed Muszelką. Wokoło poniewierało się kilka martwych ciał. Syriusz stał w kącie na przeciw swojej kuzynki. Mierzył ją swoją twardą,brązowo - szarą różdżką. Ona celowała w niego. W końcu Bellatrix zaśmiała się swoim charakterystycznym szaleńczym śmiechem i wręcz wrzasnęła "AVADA KEDAVRA". Wąchacz,nie zdążył się obronić,kilka sekund minęło i leżał na podłodze,patrząc się w sufit swoim nieświadomym wzrokiem. Śmierciożerczyni nie przestając się złowieszczo śmiać zaczęła podśpiewywać "Zabiłam Syriusza Blacka".


-Ej,w porządku?- zapytał Ron,wyrywając tym samym Wybrańca z transu.
-Krzyczałeś,coś o śmierci Łapy...-zaczęła Hermiona i spojrzała zatroskanie na Harry'ego,który jęknął.
-Miałem wizję- wytłumaczył,przerywając wypowiedź dziewczyny -że Bellatrix go zabiła.
-Chyba nie bierzesz tego objawienia na ważnie. Miałeś kiedyś identyczne i o mało co,a byś posłał  Niuchacza na pewną śmierć!- przypomniała Hermiona.
-Wiem,ale teraz wyglądało to realistycznie!
-Wtedy także. Syriuszowi na pewno nic nie jest- powiedział Ron.
Harry  wskazał na niebo. Po środku "sufitu świata" ktoś wyczarował Mroczny Znak.
-To jeszcze nic nie znaczy. Zawsze tak robią,gdy potrzebują pomocy. A oznacza to,że Zakon daje radę- Ron zgadzał się poniekąd z brązowowłosą,toteż postanowił bronić jej zdania.