piątek, 13 lipca 2012

11. Zabiłam Syriusza Blcka cz. II

Po kilku minutach głuchej ciszy,w salonie pojawił się Harry trzymając w ręku walizkę i klatkę z sową.
-Dobry wieczór-powiedział na widok Dumbledore'a.
Starzec uśmiechnął się blado na powitanie.
- Widzę,że już się spakowałeś- mruknął.
Harry kiwnął lekko głową.
-Gotowy,na spotkanie z wujostwem?- spytał Dumbledore.
Wybraniec skrzywił się,ale zdołał wymamrotać "oczywiście".
-ON NIE MOŻE TRAFIĆ DO NICH. Nie do Dursleyów!- wyrwała pani Weasley,a mężczyzna zwrócił ku niej swój przenikliwy,badawczy wzrok.
-To jego jedyna rodzina.
-Ma nas. Ma Syriusza,ma mnie!
-Wiem,że kochasz go jak syna,Molly,ale tutaj nie będzie bezpieczny- rzekł spokojnie Albus.
Kobieta pokiwała nerwowo głową i siadła w fotelu. Spojrzała na Chłopca,Który Przeżył przełykając głośno ślinę. W jej oczach skrzyły się łzy,podobnie jak w oczach Hermiony i Ginny.
-Molly- wyszeptał pan Weasley i podszedł do żony ze zmartwionym wzrokiem. -Nie musisz się bać o Harry'ego. To duży chłopak. Z pewnością sobie poradzi,mam rację?- zapytał spoglądając na obecnych.
-Oczywiście- rzekł Lupin. -A skoro tylko tam można zapewnić mu ochronę,to faktycznie tak trzeba zrobić. Nie możemy zwlekać.
-No to postanowione- westchnął Dumbledore i spojrzał znacząco na swojego podopiecznego. 
Nagle usłyszeli trzask,charakterystyczny dla teleportacji. Po środku ciemnego pomieszczenia stanął mężczyzna,którego mimo panujące w okół mroku,każdy bez problemu ropzoznał.
-Petunia i Vernon nie żyją- warknął Snape.
 -CO?!- krzyknęło parę ludzi.
-Zostali pozbawieni życia przez śmierciożerców- wyjaśnił Mistrz Eliksirów szorstkim głosem-dziś,pani Figg znalazła ich martwych przed domem. Mugole zaczynają coś węszyć. Trzeba działać. Oni lada chwila się zjawią.
Harry'ego zamurowało. Puścił walizkę,która upadła bezładnie na drewniana posadzkę. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Kto dokładnie zabił jego wujostwo? Co teraz postanowi Zakon?.
-Syriuszu i Remusie. Wyjdźcie przed dom. Jeśli ktoś nieproszony się zjawi dacie nam znak.
Mężczyźni natychmiast wybiegli przed Muszelkę. 
-Nimfadoro i Molly,zapewnijcie dzieciakom ochronę- kontynuował mężczyzna,gładząc swoją długą siwą brodę. -Reszta,niech szykuje się na najgorsze. Żadne zaklęcia ochronne już nic nie pomogą.
Tonks i pani Weasley zaprowadziły Rona,Hermionę i oczywiście Wybrańca do małego ciemnego pokoiku na górze,którego żadne z nich jeszcze nie miało okazji zobaczyć. 
-Jeśli zdarzyłoby się tak,że wybuchnie walka,uciekajcie- poleciła matka Rona.
-Co z Fredem i Georgem?- spytał rudowłosy.
-Będą walczyć. Wiesz jacy oni są. Nawet gdybyśmy ich torturowały to i tak zrobią po swojemu- uśmiechnęła się beznamiętnie żona Remusa.
Usłyszeli krzyk Syriusza:
-Już tu są. 
Kobiety wymieniły ze sobą spojrzenia.
-My musimy iść. Wyczujcie moment i uciekajcie. Tu nie jest wysoko,więc sądzę,że spokojnie możecie wyskoczyć,jakkolwiek by tu dziwnie nie brzmiało- Nimafodora i Pani Weasley zniknęły za drzwiami,ryglując je wszelkimi możliwymi czarami.
Hermiona z trudem otworzyła stare,spróchniałe okno.
-One zwariowały- Ron pokręcił głową i robiąc kwaśną minę skoczył,upewniając się,że żaden zwolennik Voldemorta go nie wypatrzy.
Brązowowłosa chwyciła ze stolika jakąś małą torbeczkę i zrobiła to samo co jej przyjaciel. Harry skoczył na końcu. Gdy wszyscy znaleźli się na dole,zaczęli szybko biec. Po pewnym czasie stwierdzili,że zabłądzili w  lesie,o którym nie mieli zielonego pojęcia.
-Świetnie,no i co teraz?- zapytał Ron,zamieniając się w kłębek nerwów.
-Nie wiem- wyszeptała Hermiona. -Najlepiej będzie jeśli,zabezpieczę to miejsce zaklęciami obronnymi. Zmniejszymy ryzyko zagrożenia- dodała,a następnie machając różdżkę,zaczęła wypowiadać cicho formułki jakichś czarów.
Harry poczuł piekący ból. Bezwiednie zaczął pocierać bliznę ręką. Padł na trawę,krzycząc z bólu. W środku zrobiło mu się zimno,mimo zachodzącego słońca. 

Stał przed Muszelką. Wokoło poniewierało się kilka martwych ciał. Syriusz stał w kącie na przeciw swojej kuzynki. Mierzył ją swoją twardą,brązowo - szarą różdżką. Ona celowała w niego. W końcu Bellatrix zaśmiała się swoim charakterystycznym szaleńczym śmiechem i wręcz wrzasnęła "AVADA KEDAVRA". Wąchacz,nie zdążył się obronić,kilka sekund minęło i leżał na podłodze,patrząc się w sufit swoim nieświadomym wzrokiem. Śmierciożerczyni nie przestając się złowieszczo śmiać zaczęła podśpiewywać "Zabiłam Syriusza Blacka".


-Ej,w porządku?- zapytał Ron,wyrywając tym samym Wybrańca z transu.
-Krzyczałeś,coś o śmierci Łapy...-zaczęła Hermiona i spojrzała zatroskanie na Harry'ego,który jęknął.
-Miałem wizję- wytłumaczył,przerywając wypowiedź dziewczyny -że Bellatrix go zabiła.
-Chyba nie bierzesz tego objawienia na ważnie. Miałeś kiedyś identyczne i o mało co,a byś posłał  Niuchacza na pewną śmierć!- przypomniała Hermiona.
-Wiem,ale teraz wyglądało to realistycznie!
-Wtedy także. Syriuszowi na pewno nic nie jest- powiedział Ron.
Harry  wskazał na niebo. Po środku "sufitu świata" ktoś wyczarował Mroczny Znak.
-To jeszcze nic nie znaczy. Zawsze tak robią,gdy potrzebują pomocy. A oznacza to,że Zakon daje radę- Ron zgadzał się poniekąd z brązowowłosą,toteż postanowił bronić jej zdania.




poniedziałek, 25 czerwca 2012

09. Zabiłam Syriusza Blacka cz. I

Nadszedł wieczór. Wszyscy byli zaniepokojeni. Jeśli rzeczywiście Na Grimmauld Place pojawił się fałszywy Kingsley to co teraz będzie?
-Dlaczego po prostu nie teleportujemy się?- spytał Ron 
-Och ,to chyba logiczne- odparła Hermiona
-Dla mnie niekoniecznie. Powie mi ktoś?!
-No,więc Mon-Ron- zaczął Fred- na was,to znaczy na tobie, Hermionie i Harrym nadal spoczywa Namiar. A więc kiedy się teleportujemy bez problemu odkryją naszą kryjówkę.
-Ale skoro pojawiliśmy się tutaj to...
-Nie zapominaj,że polecił nam to zrobić najprawdopodobniej jakiś śmieciojad- przerwał George.
-Musimy coś zrobić!- stwierdziła Pani Weasley krążąc po pokoju.
-Na razie pozostaje nam czekać na Dumbledore'a- rzekł Pan Weasley obejmując żonę ramieniem.
-Właśnie!. Dumbledore- Harry wyskoczył z pokoju jak oparzony i rzucił się na górę.
-A temu co się stało?- zapytał Lupin 
-Dostał list od Dumbledore'a z informacją,że ma na niego czekać przed Muszelką. Chce go zabrać na Privet Drive- mruknął Syriusz.
-Chyba na to nie pozwolisz?!- powiedziała pani Weasley wytrzeszczając oczy z niedowierzania.
-Molly,spokojnie. Zaufajmy Dumbledore'owi!- bąknął jej mąż jeszcze mocniej przytulając ją do siebie.
-Ależ Arturze...
-Ciii.
Kobieta wzniosła oczy ku sufitowi.
Rozległo się donośne trzaśnięcie drzwiami.
-Co się stało?- rzucił na powitanie Dumbledore szybko wchodząc po kamiennych stopniach.
-Przede wszystkim to dobry wieczór profesorze- rzekli chórem bliźniacy uśmiechając się szeroko.
-Dwa słowa. Zdemaskowali nas- odchrząknął Syriusz ściskając dłoń mężczyzny.
-Jak to "zdemaskowali nas"?- zapytał starzec,a na jego twarzy malowało się wyraźne zaniepokojenie.
-Fałszywy Kingsley zjawił się na Grimmauld Place i kazał nam przybyć do muszelki. Tak,wiem głupio to brzmi- wychrypiała Tonks trzymając za rękę męża.
-A skąd wiecie,że fałszywy?
-Mnie nie pytaj. To jego teoria- odrzakła Nimfadora wskazując głową na ojca chrzestnego Wybrańca.
Dumbledore spojrzał na niego pytająco.
-To teraz wbrew pozorom jest najmniej ważne- rzekł wymijająco Syriusz. -Najważniejsze jest bezpieczeństwo Harry'ego. 
- À propos. Gdzie on teraz jest?- zapytał dyrektor.
-Na górze- westchnął Lupin.

środa, 20 czerwca 2012

08. Zostajesz tutaj. Cz. III

-Mogę wiedzieć w jakiej sprawie Dumbledore do ciebie napisał?
-Wczoraj gdy przyszedł tutaj,żeby ze mną porozmawiać oznajmił mi,że muszę wracać do Dursleyów- wyjaśnił ponuro Harry.
-Zostajesz tutaj!- oświadczył Łapa odkładając gazetę na stół. -Nie pozwolę by twoje wujostwo znów mieło nad tobą opiekę!
-Ale Dumbledore...

-On nie zawsze ma rację!
-Wiem,ale...
-Zostajesz tutaj. Koniec tematu.
-Syriuszu,daj mi dokończyć!
-Dobrze- mężczyzna pokiwał nerwowo głową.
-Jak wiesz ktoś zdradził miejsce kwatery Zakonu i on,to znaczy Dumbledore doszedł do wniosku,że będąc tutaj nie jestem bezpieczny!. Ja tutaj czuję się szczęśliwy,ale obawiam się,że jeśli zostanę to narażę was wszystkich!
-Ależ,Harry!. My i tak jesteśmy zagrożeni!. Co do rzekomej zdrady Grimmauld Place to na pewno nie był nikt z Zakonu,ponieważ wszyscy składali przysięgę,Wieczystą Przysięgę. Jeśli ktokolwiek by ją złamał już przewracałby się w trumnie kilkaset metrów pod ziemią!. A przyrzekaliśmy między innymi,że nie zdradzimy innych członków naszej organizacji,miejsca,w której jest zamieszczona, ani listy członków!
-Ale ktoś mógłby znaleźć sposób jak się wyśliznąć!
-Ale jak?. Wieczysta Przysięga jest nie do zdarcia!
-Nie oto mi chodzi. Ktoś mógłby znaleźć lukę w przysiędze i jakoś tak to wszystko potoczyć.
-Ja mam do nich zaufanie. Wiem,że nikt z nas nie zdradziłby pozostałych. 
-Ja też wam ufam,ale kto i w jaki sposób mógłby się dowiedzieć o...
W tym momencie twarz ojca chrzestnego,Wybrańca pobladła.
-Eliksir Wielosokowy!- krzyknął zrywając się z krzesła. -Kingsley!- ryknął po chwili.
-Co tu się dzieje,Łapo?- w pokoju pojawił się Lupin. Jego oczy jeszcze nie odzyskały naturalnego koloru i kształtu.
-Kingsley Shacklebolt- wydukał Syriusz.
-Co Kingsley?
-Znaczy nie on...Eliksir Wielosokowy
-Ale co Eliksir Wielosokowy?- Lupin był wyraźnie zdziwiony.
-Mi chodzi o to,że ktoś korzystając z tego eliksiru musiał przemienić się w Kingsleya i zdradził nasze położenie. Normalnie Shacklebolt nie narażał by nas,tylko wysłał mówiącego patronusa!. 
-Zwariowałeś,stary?- spytał zażenowanym tonem Remus Lupin. -Przecież jak wyczarował patronusa to był to ryś. Sam widziałeś!. Alastor powiedział,że Eliksir Wielosokowy nie jest w stanie zmienić patronusa,na takiego jaki ma osoba,w którą się przemieniliśmy.
-I ma rację- przyznał Black obchodząc drewniany stół dookoła. -Nie może.
-No,więc w czym rzecz?- zapytał Harry stając obok przyjaciela Syriusza.
-W tym,że to zwierzę,które wyskoczyło z różdżki nie było rysiem!
-A czym niby?
-Tygrysem,tylko trochę zmodyfikowanym.
-Że co proszę?- Remus zakrztusił się wodą,którą właśnie pił.
-Patronusa da się bezproblemowo zmodyfikować- wyjaśnił ojciec chrzestny Harry'ego obchodząc Lupina.
-Przypuśćmy,że masz rację- założył Lunatyk -Skoro można trochę przemienić wygląd patronusa to dlaczego ten ktoś nie mógł zmienić go na rysia?
-Bo jak słusznie zauważyłeś,można zmienić patronusa ale tylko trochę!. Nie można zmienić jego kształtu,chyba,że kogoś bardzo się kocha,tak jak Smarkerus, Lily.
-To nie ma sensu- zauważył Chłopiec,Który Przeżył -niby kto mógłby przemienić się w Kingsleya.
-Każdy w zasadzie.
-Ale Kingsley jest za dobry w walce by dać się pokonać.
-Nie musiał dać się zabić. Wystarczyło zdobyć jego włos,a nie ma nic prostszego- mruknął Syriusz Orion ponownie siadając na krześle. -Proponuję wysłać sowę do Kingsleya z pytaniem czy był u nas w najbliższym czasie. Założę się,że odpisze przecząco.
-Ale ten ktoś kto,według twojej teorii,Łapo,przemienił się w Kingsleya zadba o to by każdy list zaadresowany do prawdziwego Shacklebolta,trafił do niego,to znaczy do osoby,która przybyła na Grimmauld Place.
-Niekoniecznie,Lunatyku. Sowa jest w stanie rozpoznać prawdziwego Kingsleya,a tego kretyna,który odważył się w niego przemienić. Ponadto Eliksir już Raczej przestał działać.
-No dobrze,ale skąd osoba,która zmieniła postać według ciebie Syriuszu musiała już skądś wcześniej wiedzieć gdzie jest siedziba Zakonu- wymamrotał Harry,wlewając wody do szklanki z napisem "Regulus Arcturus Black"
-Owszem,ale po przemianie wszystkie informacje,która wiedziała osoba,w którą się zamieniamy,trafiają do nas.
-W takim razie wystarczyło tylko rzucić Imperiusa na Kingsleya- rzucił Remus.
-Niekoniecznie. Zaciągnął nas tutaj,żeby nasłać potem śmierciożerców czy inne paskudztwa.
-Cholera- przeklął pod nosem Lupin.

wtorek, 19 czerwca 2012

07. Zostajesz tutaj. Cz. II

Gdy skończył kreślić słowa,spakował list do koperty,zaczepił o nogę Hedwigi i szepnął:"zanieś do  Dumbledore'a",po czym otworzył okno i wypuścił zwierzę. Otworzył kufer,który lekko skrzypnął i wyciągnął z niego piżamę w szkocką kratę. Szybko włożył ją na siebie i położył do łóżka. Wiedział,że to czego najbardziej się obawia jest nieuniknione i zbliża się wielkimi krokami. Zdjął okulary i odłożył na stolik obok,zamknął powoli oczy i zastanawiał się co by było gdyby Dumbledore nie sprowadził go do nich. Leżałby teraz pewnie na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś durnowaty Mugolski teleturniej,albo czytałby tandetną książkę w miękkim fotelu przed kominkiem. Ale nie. Los chciał żeby Harry Potter znalazł się właśnie tutaj, właśnie w tym czasie. Ta sama siła chciała też,by został zmuszony do powrotu na Privet Drive 4 do państwa Dursleyów,których tak bardzo nienawidził, i którzy również jego nie darzyli wielką sympatią. Myśl o powrocie tam, jeszcze bardziej go przygnębiała. Jak ci Mugole zareagują gdy ujrzą swojego siostrzeńca w progu skromnego domku jednorodzinnego?. Czy będzie musiał tam pracować,czy też będą go unikać jak kot psa?. Niedługo się tego dowie. Być może już jutro,albo pojutrze. Kto to wie?.
...
Chłopak wstał. Włożył brązową zapinaną na guziki koszulę i ciemne dżinsy z połataną przednią kieszenią.Ron przekręcił się na drugi bok mamrocząc coś o Hermionie i Krumie. Harry potrząsnął z roztargnieniem głową i poszedł na dół. Przy stole siedział już Syriusz przeglądając Proroka Codziennego.
-Hej- bąknął Harry.
-Dzień dobry- usłyszał w odpwoiedzi.
-Coś ciekawego piszą?
-Nie,same bzdury jak zawsze- odchrząknął Łapa przewracając stronę.
-O której skończyłeś wartę?- zagadnął cicho Chłopiec,Który Przeżył. 
-Jakieś dwie,trzy godziny temu- mruknął Syriusz spoglądając na czarodziejski zegarek- Artur i Bill odsypiają,a Remus wolał zostać na dworze. Wczoraj była pełnia. Zapomniał wypić eliksiru przygotowanego przez Smarkerusa więc tę dzisiejszą przemianę bardzo źle przeżył. 
Harry pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez otwarte okno do pokoju wleciała Hedwiga niosąc w dziobie pożółkły pergamin.
-To pewnie odpowiedź od Dumbledore'a- wyjaśnił chłopak widząc pytające spojrzenie jego ojca chrzestnego. Rozwinął kartkę i zaczął czytać.
 
Drogi Harry,
cieszę się,że zmieniłeś zdanie. Przybędę po ciebie dziś w nocy. Czekaj na mnie o północy przed Muszelką.

Dołączam pozdrowienia
Albus Persival Wulfryk Brian Dumbledore







poniedziałek, 18 czerwca 2012

06. Zostajesz tutaj cz. 1

Głuchą ciszę przerwało nagłe pojawienie się Rona.
-Mogę?- spytał siadając na podłodze koło przyjaciela i wskazując na jedno z ciastek.
-Co?. A tak. Bierz śmiało.
-Coś ty taki zamyślony?- zapytał rudowłosy wpatrując się w Wybrańca.
-Tak właśnie myślę ile osób za mnie walczyło i ile osób poniosło za to karę. McGonagall,Luna i jej ojciec i na pewno wielu innych.
-Stary,wszyscy cię uwielbiają. No dobra...może prócz Ślizgonów. Ale to idioci. Zwłaszcza Malfoy i jego goryle. 
Harry uśmiechnął się nieznacznie przeżuwając jedno ze słodyczy przyniesionych przez panią Weasley.
-A jeśli oni mają rację?
-Niby w czym?- wydukał Ron z pełnymi ustami.
-No ze wszystkim. Może faktycznie Voldemort to potęga,a Dumbledore jest zwykłym świrniętym starcem?.
-Ten "świrnięty starzec" jest wart więcej niż nie jeden Ślimak.
-Ślimak?
-To określenie Freda i George'a na uczniów Slytherinu- wyjaśnił rudowłosy raz po raz pogryzając czekoladową słodycz. 
Na twarzy Pottera po raz drugi zagościł ponury uśmiech. Rozległ się cichy dźwięk tłuczonej filiżanki.
-Przepraszam- bąknął pod nosem Ron wyjmując różdżkę i szepcząc"Reparo". Po chwili naczynie wróciło do pierwotnego stanu. 
-Spoko- odparł cicho Chłopic,Który Przeżył.
-Chcesz?
-Co to?- ziewnął czarnowłosy.
-Sowa czekoladowa- odparł rudzielec. -Edycja limitowana. Dostałem od Hermiony kilka dni temu i jeszcze ich nie zjadłem.
-Dzięki- wymamrotał Harry częstując się cukierkiem. -Całkiem niezłe
...
Nastała noc. Wszyscy życzyli sobie wzajemnie dobrej nocy i udali do pokoi. Kruczowłosy chłopak dzielił pokój z Ronem tak jak na Grimmauld Place numer 12. Artur Weasley,Syriusz Black,Remus Lupin i Bill Weasley stali na warcie przed Muszelką. Wykorzystując to,że Ron już od co najmniej dziesięciu minut chrapal,Harry zapalił różdżkę,siadł przy biurku i zaczął skrobać na pergaminie następujące słowa:



Drogi profesorze,
sporo myślałem nad,naszą dzisiejszą rozmową i doszedłem do wniosku,że jeśli to jest konieczne to wrócę na Privet Drive. Mam nadzieję tylko,że gdy będzie trzeba walczyć powiadomi mnie Pan i zabierze stamtąd. Chcę pomścić wszystkich,którzy ponieśli karę,za ochronę mojego bezpieczeństwa. Czekam na Pańską odpowiedź.

Z poważaniem,
Harry Potter

 

 

05. Musisz wrócić na Privet Drive

-Niepokoiliśmy się o was!- rzekł Bill,kiedy wszyscy zasiedli przy stole. Pani Weasley z powrotem wróciła do swojej postaci,ale jej mąż nadal miał postać Mugola,o bujnej brązowej czuprynie i brązowych jak pień dębu oczach.
-Jakoś dotarliśmy- mruknął Syriusz,zdejmując przemoczone palto. -Leje jak z cebra. Lepiej jeszcze nie wychodzić.
Ron wyjrzał przez okno.
-Dumbledore tu idzie- wymamrotał.
Chwilę później usłyszeli skrzypienie nawiasów i stukanie butów.
-Witaj Albusie- mruknęło kilka osób wstając od stouy i ściskając rękę gościa.
-Okropna pogoda- szepnął Dumbledore. -Porwę na momencik Harry'ego- dodał uśmiechając się blado.
Znależli się w jakimś niewielkim pomieszczeniu. Starzec zamknął drzwi i spojrzał prosto w błękitne oczy Chłopca,Który Przeżył.
-Posłuchaj mnie- zaczął -nie jesteś tu bezpieczny. Doszedłem do wniosku,że najlepiej będzie jeśli wrócisz na Privet Drive.
-Co?
-Daj mi dokończyć. U swojego wujostwa będziesz mniej zagrożony. Odkąd Voldemort rzucił Imperiusa na Knota,to nawet ja jestem bezradny. Musze cię zabezpieczyć!.
-Najpierw sprowadzasz mnie tutaj,a potem odsyłasz do tych Mugoli?!
-Nie wiedziałem,że sprawy potoczą się w tym kierunku. Gdybym wiedział,że Minister odkryje Grimmauld Place to nie prosiłbym cię o powrót!
-Ale skoro ktoś już kiedyś zdradził kwaterę Zakonu i nadal z niej korzystaliśmy to...
-Właśnie o to chodzi,Harry!. Ktoś zdradził!. Dopóki nie dowiem się,kto stoi za tym pdostępem nie jesteś bezpieczny!. Mam już pewne podejrzenia,ale nie jestem pewien co do nich,więc na razie wybacz,ale musisz wrócić na Privet Drive.
-Nic nie muszę!
-Jeśli chcesz żyć to owszem,musisz- uciął ostro Dumbledore.
-Tu są moi przyjaciele. Nie zostawię ich tak. Co z innymi?. Pomyślałeś raz w życiu o kimś innym niż ty czy ja?!
Ogniki w oczach starca zgasły. Wyglądało,że zastanawiał się nad czymś,coś sobie przypominał.
-Przepraszam- wybełkotał Harry zarumieniając się.
-Nie musisz- odparł smutno mężczyzna -masz rację. Wybacz mi. Nie mogę cię do niczego zmuszać. Gdybyś zmienił jednak zdanie to wyślij mi sowę,dobrze?. Ona mnie znajdzie.
-Profesorze...-krzyczał Wybraniec,ale ten już wybiegł z pokoju i po chwili rozległ się trzask zamykanych drzwi.
Harry wybiegł z Muszelki z zamiarem dogonienia nauczyciela,ale już go nie było.
-Cholera- zaklął cicho i cały przemoczony wrócił do domu.
-Co się stało?. Dumbledore wybiegł tak nagle- Hermiona spoglądała na chłopca zaniepokojonym wzrokiem.
-Nie teraz. Chcę zostać sam- odrzekł wymijająco czarnowłosy. Znalazł jakiś mały pokój z drewnianym krzesłem. Usiadł na fotelu i zamknął oczy. Wielkie krople deszczu,głucho bębniły o dach domu. 
A co jeśli Dumbledore ma rację?. Jeśli rzeczywiście najlepiej będzie jeśli on,Harry zamieszka przez te kilka dni u Dursleyów?.
-W sumie jeśli miałoby to pomóc to przynajmniej do czegoś bym się przydał.
Z rozmyśleń wyrwało go pukanie do drzwi. 
-Kto tam?- spytał Harry gwałtownie zrywając się z siedzenia.
-To ja,Ginny. Mogę wejść?
-Yyy,tak jasne,wchodź.
-Wiem,że prosiłeś o chwilę spokoju,ale mama mnie wysłała. A wiesz jaka ona jest.
Dziewczyna i młodzieniec chicho zachichotali.
-Domyślam się,że ty i Dumbledore pokłóciliście się?
-Trochę- westchnął czarnowłosy spoglądając w sufit.
Zapadła niezręczna cisza,którą przerwała rudowłosa.
-Mogę wiedzieć o co?
-Nie ważne. Błahostka.
-No powiedz!- nalegała nastolatka.
-Chciał żebym wrócił na Privet Drive- wyznał beznamiętnie Harry.
Dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Nie chcesz tam wracać,prawda?
-Ty też byś nie chciała wracać do miejsca,w którym uważana byś była za dziwoląga- bąknął.
Ginny przybliżyła się do Wybrańca. Ich usta dzieliły zaledwie kilka centymetrów..już prawie....
-O,Harry,kochaneczku!. Tak się martwiłam- do pomieszczenia wparowała pani Weasley z filiżanką herbaty i kilkoma ciastkami czekoladowymi.
Rudowłosa odchrząknęła nerwowo.
-Na prawdę nie trzeba było- podziękował chłopiec siląc się na to,by jego uśmiech wyglądał jak najbardziej naturalnie.
-Ginny,chodź. Zostawmy go samego.- mruknęła pulchna kobieta chwytając za rękę córkę i wychodząc z pokoju. Potter został sam na sam ze swoimi myślami - znowu.



niedziela, 17 czerwca 2012

Nagła zmiana planów...

-Harry,wszystko gra?.
Potter otworzył powoli oczy i ujrzał stojącego nad nim rudzielca. Miał rozczochrane włosy i piżamę w brązowo-czarne cętki. 
-Bełkotałeś coś o jakimś mężczyźnie w parku i znowu napomknąłeś o Cedriku.
-Serio?. Nie,wszystko jest w porządku- mruknął zaspanym głosem Wybraniec. -Która godzina?.
-Wpół do ósmej.
Wtem rozległ się głośny trzask i w pokoju pojawiła się ciemna chmura.
-A  nie mówiłem?. Wisisz mi galeona- czyjś głos wyraźnie przepełniony był zadowoleniem.
-Fred,George co wy kombinujecie?- spytał Ron krztusząc się dymem.
-No,więc wyobraź sobie Mon-Ron- George zatrzepotał rzęsami idealnie naśladując głos i zachowanie Lavender Brown -że testujemy pewną rzecz.
-Bardzo śmieszne- burknął rudowłosy -a można wiedzieć co to za tajemniczy przedmiot?
-Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Ale coś nie wyszło i zamiast wszechobecnego mroku, powstała chmura szarego dymu. Przez to straciłem galona- rzekł Fred rękami odmachując smog w kierunku okna.
-Chyba za mało Hytrynouzy dodaliśmy.-stwierdził jeden z bliźniaków.
-A co to jest to Hytrycośtam?- zapytał Harry przecierając okulary.
-Hytrynouza. Eliksir powodujący ciemność. -wyjaśnił George
-Nie słyszałem.
-Bo sami go niedawno odkryliśmy.
-Od kiedy to jesteście eliksirowarami? -spytał posępnie młodszy Weasley
-No cóż. Mamy wiele ukrytych talentów- powiedzieli chórem starsi bracia uśmiechając się szeroko
-W to nie wątpię- ziewnął rudowłosy.
Puk,puk.
-Proszę- zawołał Harry.
Do pokoju weszły dziewczyny.
-Hej- zawołały.
-No,cześć. 
-Widzę,że jesteście w szampańskich nastrojach- rzekła Hermiona. Na jej twarzy gościł promienny uśmiech.
-Ale się wystroiłaś- Ron wybałuszył oczy na widok koleżanki. Miała na sobie czerwoną sukienkę do kolan,a włosy upięła w kucyka.  Na serdecznym palcu miala srebrny pierścionek. Ostry makijaż       
podkreślał jej błękitne oczy i wąski pasek brwi.
-A racja. Bo wy nic nie wiecie- Ginny klepnęła się dłonią po czole.
Chłopcy rzucili pytające spojrzenia.
-Dziś tutaj ma zjawić się Wiktor Krum- wyjaśniła.
-A po co?- burknął rudzielec.
-Nie wiemy.
-A skąd wiecie,że ma przyjechać?- Harry poczochrał włosy z tyłu głowy.
-Pani Weasley coś wspominała- powiedziała cicho Hermiona.
-I ty się tak dla tego lalusia...no wiesz...odpicowałaś?- rzucił szybko rudowłosy,zanim Chłopiec Który Przeżył zdążył otworzyć usta.
-A co, zazdrosny jesteś,braciszku?- spytała Ginerva parskając śmiechem.
-Ja?. Skąd. Oczywiście,że nie jestem- odpowiedział Ron, robiąc kwaśną minę.
-Widzę,że Ronuś się zbytnio nie cieszy,z przyjazdu jego ulubionego kolegi- zacmokał Fred z rozbawieniem.
-Spadaj- warknął młodszy brat.
-No dobra,dobra. Coś nie w sosie dzisiaj jesteś- mruknął George uważnie obserwując Rona.
-No jakoś nie bardzo. Ten picuś Wiktor "jestem najlepszy we wszystkim" Krum,ma się tu zjawić i ja mam się cieszyć?.
-Nie martw się. Też bym wolał żeby ten miś zaszył się w jakiejś dziurze i przespał zimę. 
-Miś?- wybełkotały dziewczyny.
-Ma tyle tłuszczu,że mu na caluśkie trzy miesiące ogólnego mrozu i śniegu starczy. Chodzi jak niedźwiedź,wygląda jak niedźwiedź,uwielbia miód jak niedźwiedź. Po prostu wykapany niedźwiedź!- powiedział Fred uśmiechając się od ucha do ucha.
-Tak na dobrą sprawę to niedźwiedzie wolą jeść...-zaczęła Hermiona swoim przemądrzałym tonem,którego zwykła używać na lekcjach w Hogwarcie, gdy udzielała odpowiedzi na jakieś pytania czy cytowała formułkę zaklęcia lub eliksiru. Bliźniacy rzucili jej spojrzenie świadczące o tym,że nie ważne co wcinają niedźwiadki.
Do drzwi ktoś zapukał.
-Proszę- rzekł szybko Ronald.
To był Stworek.
-Stworek ma przekazać,że państwo Weasley czekają na was w pokoju jadalnym przy śniadaniu- burknął niedbale,po czym byle jak się ukłonił i odszedł mamrocząc jakieś przekleństwa i obelgi pod nosem, dotyczące plugawienia domu jego ukochanej pani.
Wszyscy zeszli na dół.
-Mieszańce,Mugole zamieszkujące moją krwawicę,to zbyt dużo na moje biedne serce!. Moja krwawica,mój dorobek zamieszkany jest przez...
-Przestań- krzyknął Syriusz  przerywając ten monolog i wspólnie z Lupinem,zakryli portret Walburgi Black,czarną zasłoną.
-Wstrętne ścierwo- szepnął pod nosem Łapa wracając do jadalni.
-O! jesteście wreszcie!- Molly Weasley nie kryła oburzenia -od godziny was proszę!
-Ale my dopiero teraz dostaliśmy wiadomość o śniadaniu!- tłumaczyła się Ginny.
-Na prawdę?!. A niech szlag tego cholernego skrzata!- powiedziała kobieta,wymownie spoglądając w sufit.
-Już dobrze. Proszę się na niego nie gniewać. Chyba nic takiego się nie stało.- rzekła Hermiona.
-Siadajcie do stołu- poleciła pani Weasley.
-Co chcecie?. Jajko na twardo czy jajecznicę?-spytała.
-Jajecznicę- mruknęli wszyscy.
Kobieta machnęła różdżką i na stołach wszystkich pojawiła się potrawa.
-Dzięki- przeleciały ciche szepty przez stół.
-Czy dzisiaj pojawi się Dumbledore?- spytał Harry.
-Nie. Dzisiaj nie. Powinien być jutro. Dlaczego się pytasz?- odpowiedział Remus.
-Mam do niego sprawę.
-Zawsze możesz do niego napisać- poradził Syriusz.
-Wolę poczekać.
Rozległo się głośne zamykaie drzwi.
-Kto..kto tam?- spytał pan Weasley wyjmując różdżkę.
-To ja,Kingsley. Kingsley Shacklebolt. Pracuję w Miniserstwie Magii,w Zakonie Feniksa jestem od roku. Lubię lody czekoladowe,nienawidzę kłamstwa.
-Co Dumbledore powiedział,kiedy zaproponował ci dołączyć się do naszej grupy?- spytał podejrzliwie ojciec chrzestny Harry'ego.
-Zło może zwyciężyć,ale nigdy nie zwalczy dobra na tyle dokładnie,by nigdy nie odrodziło się na nowo.-zacytował.
-Twój patronus?- mruknął Szalonooki.
-Ryś.
-Pokaż- warknął Moody.
-Expecto Patronum!- zawołał Shacklebolt. 
Przez pomieszczenie przeleciał duży ryś,zatoczył koło nad stołem i zniknął.
-Dobrze. Nawet Eliksir Wielosokowy nie jest w stanie zmienić patronusa na takiego,jaki ma osoba,w którą się przemieniliśmy- stwierdził Szalonooki.-Siadaj- dodał po chwili wskazując na puste krzesło pomiędzy Syriuszem,a Remusem.
-Nie. Ja tylko na chwilę. Chcę was poinformować,że nastąpiła nagła zmiana planów- wybełkotał gorączkowo.
-To znaczy?
-To znaczy,że musicie w trybie natychmiastowym opuścić Grimmauld Place.
-Dlaczego?
-Dostałem cynk,że Minister jakimś cudem dowiedział się gdzie obecnie przebywacie i chce wieczorem nasłać na was dementorów. Musicie uciekać do Muszelki. Tylko tam będziecie bezpieczni. Teraz muszę iść. Jak się dowiedzą, gdzie byłem to lepiej,żeby już was tu nie było. Wyślę jutro do sowę i wyjaśnię wszystko- powiedział,a następnie opuścił dom.
Pan Weasley odchrząknął. 
-Dobrze. Dzieciaki idźcie na górę i się spakujcie. Za pół godziny widzę was w korytarzu. Jasne?
-Tak,oczywiście.
Udali się do swoich pokoi.
-Coś mi się zdaje,że nie długo trzeba będzie walczyć-powiedział Ron.
-Możliwe- przytaknął Harry,pakując swoje rzeczy do kufra.
...
Minęło trzydzieści minut i wszyscy stali już przed drzwiami.
-Masz pelerynę-niewidkę?- spytał Remus Lupin zwracając się do Wybrańca.
-Tak.
-To dobrze. nie będziemy się teleportować. To by było zbyt ryzykowne. Sieć Fiuu też odpada,bo jest pod kontrolą Ministerstwa,więc musimy jakoś się zakamuflować, gdy będziemy spacerować po ulicach- wytłumaczył Syriusz Orion Black.- Ronie,Hermion i Ginny,będziecie ukryci pod peleryną. Arturze,Molly, i Alastorze, wy wypijecie po Eliksirze Wielosokowym. Remusie i Nimfadoro,was trochę zmienimy. Harry i ja polecimy moim latającym motocyklem.
Gdy wszyscy byli gotowi do wyjścia,wymaszerowali po kolei na dwór,upewniając się,że Mugole niczego nie zobaczyli.
-Harry,choć za mną- szepnął Łapa i powiódł siostrzeńca do małej chaty.-Wskakuj- polecił,wskazując na tylne siedzenie motocykla.
Gdy Chłopiec,Który Przeżył znalazł się we wskazanym miejscu,Syriusz odpalił silnik i polecili w górę.
-Trzymaj się mnie mocno i nawet nie waż puścić,choć na sekundę!- rozkazał Syriusz.


***
Jestem zadowolona z rozdziału. Przyjemni mi się go pisało. Mam nadzieję,że komuś się spodobał ;)